Chmura

Chmura

Wszystko zaczęło się w górach. Gdy na rozgrzane słońcem skały spadł w nocy rzęsisty deszcz, budzący się dzień powyciągał ze snu mgły, które zaraz zerwały się do lotu; jedne sunęły majestatycznie pośród gór, inne od razy wzbijały się w górę. Tutaj chciałbym Wam opowiedzieć o mgle, która narodziła się na najwyższym szczycie góry. Jeszcze przed pierwszymi promieniami słońca, przedwcześnie zbudzona mgła krążyła niespokojnie wokół szczytu.

– Jestem mgłą z najwyższego szczytu w górach, teraz jestem wyżej niż niektóre chmury – powiedziała dumnie.

– Jesteś tylko mgłą – odpowiedział zaczepnie szczyt. – Za moment już Cię nie będzie, tak jak wielu Twoich towarzyszek przed Tobą. Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo stoję tutaj już miliony lat – dorzucił.

– Gadasz tak, bo jesteś już stary i nie potrafisz marzyć – rzuciła gniewnie w odpowiedzi mgła. – Gdybym tylko chciała, mogłabym wznieść się aż do słońca – rzuciła i w tej samej chwili uniosła się ponad szczyt, żeby mu udowodnić, że jest to realne. Szczyt nic jej na to nie odpowiedział, co jeszcze bardziej rozsierdziło mgłę.

– Mam Cię już dosyć, przy Tobie tylko marnuję życie! – rzuciła zdenerwowana.

Szczyt spojrzał w kierunku słońca i powiedział:

– Są rzeczy nieosiągalne zarówno dla Ciebie, jak i dla mnie, rzeczy, których żadne z nas nigdy nie będzie miało, chociażby nie wiem jak się starało; bo są one wbrew naszej naturze. Coś na ten temat mogę powiedzieć, bo stoję tutaj bardzo długo i niejedno już widziałem. Co do marnowania życia – ciągnął dalej szczyt – to, moja droga mgło, dążenie do nierealnych celów jest tego najlepszym przykładem.

– A co Ty możesz wiedzieć o nierealnych celach, skoro siedzisz tutaj nieruchomo tak długo? – przerwała mu zniecierpliwiona mgła. – Nie masz już żadnego celu, żadnych marzeń, sam nie wiesz, co masz dalej robić; dla mnie jesteś całkowicie zagubionym szczytem, skazanym na wieczne trwanie na tej górze.

Szczyt uśmiechnął się zielonym mchem:

– Och, mgiełko, mgiełko, co Ty możesz wiedzieć o życiu? Tylko ślizgasz się po jego powierzchni, a ja smakuję to, co niewidzialne, to, co ukryte pod powierzchnią twardej skały codzienności. Tam w środku jest ukryty fundament, na którym opiera się wszystko, co w życiu ważne. Żeby to zauważyć i zrozumieć, potrzeba czasu – dodał. – Nie można tylko ciągle gonić za nierealnymi marzeniami, bo w tej pogoni nie zauważymy piękna, które nas otacza, które jest zamknięte w prostej skale, małym mchu. A przecież życie składa się z takich właśnie chwil; jeśli je marnujemy, to marnujemy swoje życie – dodał mocno poruszony szczyt.

– Nie wiem, o czym mówisz – rzuciła zniecierpliwiona mgła. – To przy Tobie marnuję swój czas – dodała i okręciwszy się wokół szczytu, pognała prosto w kierunku słońca. – Będę pierwszą mgłą, która dosięgnie słońca! – krzyknęła na koniec do niego i jakby na potwierdzenie tych słów zaczęła się wspinać po słonecznych promieniach wysoko do góry. A im wyżej się wnosiła, tym bardziej rosła w siłę.

– O, teraz jestem już potężną chmurą! – powiedziała zaskoczona, gdy zobaczyła swe odbicie w wielkim, górskim jeziorze. – Czy coś jest w stanie mnie powstrzymać przed dosięgnięciem słońca? – powiedziała sama do siebie zadowolona z tego, co dostrzegła. Ale im bardziej wznosiła się w górę, tym bardziej czuła się zmęczona.

– Muszę trochę odpocząć – stwierdziła, gdy zauważyła, że ze zmęczenia zmieniły się jej kształt i barwa. – Mały odpoczynek przed ostatecznym skokiem do słońca mi nie zaszkodzi – dodała i zadowolona z tego pomysłu zaczęła spokojnie krążyć po niebie, próbując w swojej wyobraźni przećwiczyć mowę powitalną, którą wygłosi, gdy znajdzie się już obok królewskiego słońca.

– Głupi szczyt nie miał racji. Tylko wyznaczanie sobie ambitnych celów i ich realizacja mogą przynieść radość i szczęście w naszym życiu. Ale się będzie miał z pyszna, gdy kiedyś zamiast słońca zobaczy rano o wschodzie mnie – na samą myśl o tym zaczęła się cała trząść ze śmiechu. Śmiejąc się, nie zauważyła, że obok niej na niebie pojawiły się inne chmury. Dopiero gdy jedna z nich otarła się o nią, oburzona zaczęła wrzeszczeć w ich kierunku:

– Co to ma znaczyć? Jakim prawem tarasujecie mi drogę? Precz z mojego nieba! Co za bezczelność, żeby przeszkadzać mi w realizacji moich marzeń!

Oczywiście, inne chmury udawały, że tego nie słyszą i dalej płynęły spokojnie po niebie. Ale naszej mgle tego już było za wiele. Wzburzona oblała się purpurą i zmarszczyła sine ze złości czoło.

– Powtarzam jeszcze raz, ostatni raz: wynocha z mojego nieba! – rzuciła gniewnie i z wielkim impetem natarła na pierwszą z brzegu chmurę. Wielki grzmot przelał się po niebie, gdy się zderzyły.

– A masz, a masz! – grzmiała mgła, która teraz była chmurą w wielkiej furii. – No już, wynoście się stąd! To moje miejsce, nie dopuszczę Was do słońca! – ryczała w szale.

Ale pozostałe chmury, które również przyłączyły się do kłótni, widocznie miały już dość tej awantury, bo próbowały zmusić naszą mgłę do uległości. Sine od gniewu, nastroszone jak pawie zaczęły nacierać na nią z impetem. Na niebie rozgorzała prawdziwa bitwa. Grzmot za grzmotem przelewał się po niebie, błyskawica goniła błyskawicę, atak wyprzedzał atak. Wszystko się wymieszało, poprzeplatało, już nie bardzo było wiadomo, gdzie zaczyna się jedna chmura, a gdzie kończy druga. W zacietrzewieniu chmury nie zauważały, że są mocno poobijane i posiniaczone. Dopiero po chwili na niebie rozległy się jęk i narzekania chmur.

– Auuu, achhhh, ojjjj! – zanosiło się wśród skłębionych obłoków.

Ileż tam było nacierania, masowania poobijanych głów, boków i brzuszków! Zapłakały z bólu chmury, zanosząc się łkaniem po całej okolicy. Ich łzy popłynęły rzęsistym strumieniem. A im więcej płakały, tym trudniej było im przestać. Z tego bólu i żalu robiły się coraz mniejsze i mniejsze. Gdy po kilku godzinach przestały płakać, na niebie nie pozostał po nich żaden, nawet najmniejszy ślad.

Najwyższy szczyt góry przez cały czas uśmiechał się, przyglądając się sprzeczce na niebie. Może zobaczył to, czego inni nigdy by nie zobaczyli, a może dostrzegł coś nowego, czego wcześniej nie widział, ale tego już chyba nigdy się nie dowiemy, no, chyba, że kiedyś na najwyższym szczycie góry będziemy świadkami jego porannej rozmowy z młodą, dopiero co narodzoną mgłą.