Kuj żelazo, póki gorące

Kuj żelazo, póki gorące

W kuźni – ogień, w kuźni – para, młot kowala dziś się stara. Ostro zabrał się do pracy, na kowadle – jak na tacy – leżą sztaby w ogniu całe, choć żelazne, prawie białe, choć ze stali, wszystko w środku im się pali, błyska żarem, syczy, strzela. Młot na części je rozdziela, gniecie, kruszy, gnie i splata. Młot jak wariat w górę lata, potem na dół daje nura, wokół lecą iskier wióra, ogień płonie, ciepło bucha z ogromnego kuźni brzucha.

Młot kowalski skacze:
„Rozpoczynam pracę!”.
Pach, buch!
To mój brzuch! – jęknęło kowadło.
Brzęk, bach!
Zadrżał dach – ze strachu na kuźni!

„Dajże spokój, młocie!” – odrzekło kowadło,
Gdy uderzenie młota szybko nań spadło.
„Uspokój się, proszę, boś bardzo nerwowy
I prowadzisz tryb życia bardzo niezdrowy.
Zanim znów uderzysz, pomyśl o przyszłości
I odszukaj w sobie choć trochę radości”.

Młot huknął w kowadło:
„Co Ciebie napadło?
Tu czeka robota!
Nie pouczaj młota!”.

„Ależ, mój Ty drogi, tu się nic nie pali.
Tutaj nie piekarnia, my kujemy w stali.
Ty się nie denerwuj, boś cały czerwony
I od tego kucia wokół roziskrzony”.

Młot wrzasnął: „Dość!”.
Przeszła nim złość.
Z nerwów posiniały, zadrżał z gniewu cały.

Huknął w kowadło: „Może zrzucisz sadło?
Może coś dziś zrobisz? Na siebie zarobisz?”.
I na koniec strzelił, jakby się z kimś dzielił:
„Koniec tej rozmowy!
Żelazo już zimne, a nie ma podkowy!”.

Ułóż puzzle z bohaterami słuchowiska.